Nie czuję. Nic nie czuję, ale dlaczego? Kim ja jestem i gdzie jestem, wszędzie biało, cicho, nikogo wkoło. Nic nie pamiętam, muszę sobie przypomnieć. Chwila ! Ja się Werter nazywam. Ale jak ja się tutaj dostałem? O, już pamiętam, coś źle zrobiłem ale mam mgliste wspomnienia musiałbym sobie wszystko po kolei przypomnieć.
Hmm… Pierwsze co pamiętam to list do Wilhelma, to było bodajże w 1771 roku, tak dokładnie 4 maja 1771. Co było wcześniej, nie wiem ale może pamiętam co było później. List napisałem po wyjechaniu, wyjechałem z powodu jakiegoś skandalu z moim udziałem i zatrzymałem się w małej miejscowości Waldheim. Wszystko było pięknie, było tam cicho i zielono, poświęcałem wtedy sporo czasu na rozmyślanie, czytanie, próbowałem też pisać i chyba nawet malować. Jak na razie wszystko szło dobrze, więc dlaczego jestem tutaj w środku niczego zamiast być w Waldheim? Myśl Werter, myśl… Ach no Jasne, już teraz wszystko pamiętam, co ja najlepszego narobiłem! Tam wtedy w Waldheim poznałem Lottę, to ona wszystkiemu winna, gdy ją poznałem wszystko wydawało się pięknie układać. Zakochałem się w niej po uszy, a wtedy pojawił się on, Albert, jej narzeczony. Gdyby powiedziała mi że jest już w zaręczeniu nim to może mógłbym się zawczasu wycofać, ale gdy go poznałem było już za późno. Po czasie wyjechałem z Waldheim żeby zapomnieć, ale bezskutecznie. Nie pomogła mi też opóźniona zresztą wieść o ślubie Lotty i Alberta. Na dodatek zostałem wyrzucony z towarzystwa tych arystokratycznych snobów z powodu mojego mieszczańskiego pochodzenia. Wróciłem więc do Waldheim by ponownie spotkać się z Lottą, jednak moje coraz częstsze spotkania nie pasowały Albertowi i starał się je ograniczać. Dlaczego byłem tak ślepo w nią zapatrzony żeby w tym momencie odpuścić, zamiast po prostu zacisnąć zęby i iść dalej wolałem dalej pogrążać się w żalu. Co prawda próbowałem szukać ratunku w sztuce i filozofii ale z marnym skutkiem. A potem gdy popadłem w paranoję nie było już ratunku. Pożyczyłem od Alberta pistolet, napisałem ostatnie listy do Wilhelma, Alberta i Lotty i o północy strzeliłem sobie w głowę, ale nieumiejętnie żem to zrobił, męczyłem się jeszcze do rana tak że mnie żywego jeszcze znaleźli zanim nastąpił koniec.
O jak na to teraz patrzę to chce mi się za głowę łapać. Jak mogłem się do takiego stanu doprowadzić. O, a to co? Tego nie pamiętam żeby się działo, to po mojej śmierci się dzieje. Pogrzebany zostałem tak jak chciałem pod lipami, ale nie pojawił się Albert ani Lotta, księdza też nie było. Nie dość żem się tyle nacierpiał za życia to po śmierci nawet księdza nie uświadczyłem na własnym pogrzebie. Ale po części sam sobie tego jestem winien. No trudno tam już nie wrócę, a teraz gdzie ja jestem. Chodzę tu wkoło już dobrą godzinę i nic. Widzę coś, to jakaś brama pośród niczego, ktoś przy niej stoi.
